15.03.2015

Hej kolęda, kolęda

Co roku powtarza się ten sam schemat. 
Wszystko i wszyscy doprowadzeni do stanu pełnej gotowości, czekamy aż zabrzmi dzwonek. 
Po godzinie oczekiwania - stadko jest znudzone. Po dwóch - skłócone, po trzech - głodne. W czwartej godzinie zostaje uruchomiony wywiad, a po jej upływie otrzymujemy raport, że JUŻ!!!
Wtedy już, świeczki są wypalone, stadko uwalone, bo już pojedzone, ewentualnie w trakcie przerzuwania z porywami do wypróżniania. 

Chcąc oszczędzić nam nerwów, czasu i świeczek, do ostatniej wizyty duszpasterskiej, podeszłam bez stresu i zbędnego pośpiechu. Zanim wszyscy zebrali się w stadzie, zrobiłam wszystko, co zrobić musiałam. A w czym mogłam, wyręczyłam się Pierwszym i Drugim. W czasie gdy poszłam, (no dobra... pobiegłam) odebrać młode z przedszkola i przy okazji kupić świeczki. Jeden miał wyprasować obrus i zetrzeć stół, a drugi odkurzyć dywany. 
Kiedy otworzyłam drzwi i zobaczyłam w mieszkaniu, księdza i modlącego się z nim Pierwszego. Szok sprawił, że powiedziałam "dzień dobry"  Nie wiedziałam, czy dołączyć się do modlitwy, czy rozbierać dzieci, czy uciekać. 
Na ucieczkę juz było za późno, więc modląc się rozbierałam dzieci, które zadawały milion pytań. Ściągając im buty, po chodniku już widziałam, że jest niepoodkurzane. Biorąc pod uwagę błoto znajdujące się przed domem i księdza z ministranatami, którzy w buciorach wpakowali się na dywan, machnęłam na to ręką, tym bardziej że byliśmy pierwsi na liście. 
Ale gdy weszłam do pokoju i zobaczyłam stół nad którym się modlą, kolana mi się ugięły. Kubek z herbatą - któremu się ulało, kubek po kawie, talerzyk, okruchy i laptop z otwartym facebook'iem. 
A w mojej głowie krzyk "aaaaa trzeba było uciekać!!!"
Ksiądz z sytuacji którą zastał, wyciągnął jednoznaczny wniosek. Po odprawieniu obrzędu święcenia mieszkania, zajął się nawracaniem wszystkich jego mieszkańców. Ja nadal się modliłam, żeby już poszedł, bo po wejściu do domu nastała odwilż i z nosa leciało mi jak z kranu.
W końcu moje modlitwy zostały wysłuchane i sama wcieliłam się w jego rolę. 
Wezwałam do siebie Pierwszego i Drugiego, aby dać im pokutę za popełnione grzechy zaniedbania, po tym jak okażą za nie żal. Niestety zamiast skruchy, zaczęli opisywać swoją bezradność, że nie można było tego uniknąć, takie grzechy sytuacyjne. Przy okazji wyznając pozostałe grzechy.
- Wiesz mamo! - tłumaczy Pierwszy - Bo oni przyszli zaraz po tym, jak Ty wyszłaś. Nie zdążyłam się nawet przebrać w ciuchy po mieszkaniu. W ogóle, to oni nie dzwonili dzwonkiem, tylko zaklupali. Myślałem, że czegoś zapomniałaś i się wróciłaś, więc pobiegłem otworzyć drzwi. W slipach i tej koszulce z napisem "POKAŻ CYCKI DAM CI CIASTKO"
- Co? - krzyknęłam z niedowierzniem - I co dalej?
- Wpuściłem ich, odwróciłem na pięcie i szybko pobiegłem się przebrać.
- Mamo, ale on się przebrał w sekundę, chyba nawet nie zauważyli, że zniknął - dodaje Drugi - Ja w ogóle nie wiedziałem o co chodzi, myślałem że coś się stało. Słyszałem jakieś rozmowy i chciałem sprawdzić co się dzieje. Wszedłem do pokoju, w samych majtkach, jak się modlili.
- Nie no, nie wierzę!!!
- Ale od razu uciekłem. To przez niego, bo mi nic nie powiedział! - krzyczy Drugi
- A kiedy? Jak Tyś się zajmował swoimi pierdołami, a oni już się modlili!!! - przekrzykuje go Pierwszy
- Wiecie co? Mogliście mi przynajmniej esa wysałać, że juz jest kolęda! Poszłabym z dziećmi na ten czas do marketu.
- Mamo, nie było czasu!!! - odpowiedzieli jednym głosem
Nie było żalu za grzechy, nie było pokuty, rozgrzeszenia też nie dostali.
Najważniejsze, że kolęda się była, bez pośpiesznego przygotowywania i długiego oczekiwania. 
W piątek o 15:00 i załatwione ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz