27.03.2014

Na cięcie, czy na ścięcie?

Sama strzygę swoje Stadko. Stadko chyba też woli być być strzyżone przeze mnie, bo nigdy nie słyszałam żeby chcieli wybrać się do fryzjera. Pewnie dlatego, że w zakładzie/salonie fryzjerskim nie odważyliby się na uwagi typu: na środku za krótkie, po bokach za długie, może jeszcze jakiś wzorek wytniesz...
Niejednokrotnie żałowałam, że ujawniłam swoją zdolność operowania maszynką do włosów, ale z zaciśniętymi zębami przyjmowałam krytykę i spełniam ich zachcianki, głównie ze względów finansowych.
Co innego postrzyżyny.



Odbywają się u nas dość późno. Wprawdzie nie czekamy jak dawni Słowianie do 7 urodzin, ale odkładamy je do momentu aż nadejdzie konieczna konieczność.
Wtedy zazwyczaj wyglądają już tak:

Sama nie odważyłabym się przeprowadzić postrzyżyn u chłopców. Radykalna zmiana z tak długich włosów na którąś z fryzur wychodzących spod mojej ręki (maszynki), mogłaby przyprawić mnie o zawał, postrzyżonego narazić na dożywotnie kompleksy, a resztę Stadka doprowadzić do wybuchu...
śmiechu oczywiście.
Dlatego pierwsze strzyżenie, które ma na celu jedynie skrócenie włosów, aby zwykły śmiertelnik był w stanie rozpoznać płeć dziecka, wykonuje fryzjer. Ponieważ niezbędne jest tu jakiekolwiek pojęcie w temacie i władanie nożyczkami przynajmniej w stopniu średnim, a nie tak jak w moim przypadku - zagrażającym kalectwem. Z każdą kolejną wizytą przechodzimy do coraz krótszego cięcia, stopniowo przyzwyczajając Stadko do nowego wizerunku członka, aż uznam że jestem w stanie zrobić to samo maszynką.

Kilka dni temu byłam z Trzecim na trzeciej i ostatniej już wizycie u fryzjera.
Kiedy młody był obsługiwany, przez jedną z fryzjerek, ja zastanawiałam się nad radykalnym cięciem dla siebie. Wtedy w drzwiach stanął starszy facet. Po torbie na ramieniu domyśliłam się, że jest po pracy Po chwiejnym kroku i niewyraźnej mowie wywnioskowałam, że zdążył się już po niej zrelaksować. Na głowie fryzura wiatrem czesana, poza pojedynczymi pasmami włosów gładko przylegającymi do spoconego czoła lekko opadającego na plecy. Fryzjerka zaprosiła pana na fotel i po zadaniu kilku pytań, odnośnie sposobu strzyżenia, na które klient odpowiedział identycznym bełkotem, w jedną rękę chwyciła grzebień, drugą złapała za nożyczki i....
I w tym momencie odeszła mi ochota nawet na podcięcie końcówek. Z przerażeniem spojrzałam w kierunku stanowiska przy którym dumnie siedział Trzeci i z wyrzutami sumienia powtórzyłam w myślach kilkakrotnie
Dziecko, co ja Ci za syf zafundowałam!
Niby mamy świadomość czym możemy zarazić się u fryzjeraA jednak, zafascynowane najnowszą, super trendy fryzurą, pod wpływem euforii, że za chwilę będziemy mieli ją na głowie, siadamy beztrosko w fotelu. Lub co gorsza, podnieceni pierwszą wizytą, z uśmiechem na twarzy sadzamy w nim własne dziecko. Nie zastanawiamy się wtedy kto przed nami/nim był czesany tym grzebieniem, kiedy ostatnio narzędzia były dezynfekowane, czy fryzjerka po poprzednim kliencie umyła ręce.
Dopiero gdy mamy okazję z boku przyjrzeć się "akordowej" pracy fryzjera, w dodatku obsługującego klienta, którego higiena osobista pozostawia wiele do życzenia, wyobraźnia zaczyna pracować.
Przerażające jest to, że niektóre fryzjerki stanowią zagrożenie same dla siebie. Każdy chyba widział fryzjerkę wykorzystującą moment, gdy klient sięga po portfel, na szybkie poprawienie fryzury, nie zastanawiając się nad tym, co własnie razem z paluchami zaaplikowała sobie we włosy.

Odechciało mi się usług fryzjerskich na dłuuuugi czas. I jak nigdy jestem dumna z siebie, że moje Stadko nie musi "nastawiać głowy" na ryzyko, jakie niesie za sobą wizyta u fryzjera.
Kiedyś nadejdzie też czas postrzyżyn Piątego, jednak zanim posadzę go w fotelu, koniecznie zapytam się o możliwość zdezynfekowania przyborów. Bo to, że zwyczajnie szkoda mi wywalić kilkadziesiąt złotych w super wypasionym salonie, przestrzegającym zasad skutecznej dezynfekcji i higieny. Nie oznacza, że zaakceptuję całkowity jej brak w zwykłym zakładzie.
A powinna być rutyną, jak sterylność w gabinetach zabiegowych. Bo jeśli nawet, korzystamy z podstawowej opieki dentystycznej, to za żadne skarby nie zgodzimy się na użycie narzędzi po poprzednim pacjencie.
Każdy doskonale wie, że dezynfekcja narzędzi i przyborów fryzjerskich jest ogólnie wymagana,
co nie oznacza że jest przestrzegana. Dlaczego więc nie jest przez nas egzekwowana?
Pamiętajcie o tym, przed kolejnym nastawieniem głowy na "ścięcie" :)

2 komentarze:

  1. o rany, współczuję... to u mnie jest podobnie chociaż po prostu ani mąż ani syn nie chcieli za bardzo chodzić do fryzjera więc zamiast ich 10 raz przekonywać zrobiłam rozeznanie i w łazience pojawiła się maszynka do włosów philipsa... i koniec problemów ze strzyżeniem tak naprawdę bo teraz każdy radzi sobie z tym sam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślałam, zanim zaczęliśmy chodzić na postrzyżyny, że z męską fryzurą większość sobie radzi sama w domu. A jednak w zakładzie do którego chodzimy, większość to klienci (faceci/chłopcy/dzieci). Babki pracują na dwa stanowiska, a ruch jak w autobusie - jeden wstaje, drugi siada.

      Usuń