1.07.2013

Kopciuch

Minimum siedzenia w domu, maximum ruchu.
Ale jak wszystkie wyjścia mają wyglądać tak jak dzisiejszy, to ja wysiadam.
Piąty gdy słyszy pytanie: Gdzie dzisiaj idziemy? Bierze buty i zaczyna za mną pielgrzymki.
Kawę piję w towarzystwie Jego sandałów, obiad robię co chwilę ściągając sandały z blatu kuchennego, jem go z sandałami przy talerzu.
W końcu czas na wyjście i co? - mamy tylko jeden sandał, po drugim ślad zaginął.
W koszu na śmieci nie ma, w koszu na pranie też nie, w zlewie, piekarniku, pod łóżkiem, łóżeczkiem w koszu na zabawki - NIE MA
Trudno, Piąty idzie na spacer w adidasach.
Dwie wywrotki na schodach - ale spoko, można iść dalej.
Dajemy radę przejść przez podwórko, a gdy mamy już wychodzić na główną ulicę, Piąty zalicza  efektowną wywrotkę, centralnie w błotko po jeszcze nie wyschniętej kałuży.
Gacie uwalone, teraz to już trzeba się wrócić.

1 komentarz: