Klej wrócił do wiadra, bierzemy się dalej do roboty.
Dalej tapetowanie przebiegało w miarę spokojnie, do momentu aż trzeba było wytapetować ścianę nad piecem w którym nadal się paliło.
Popatrzyłyśmy na siebie na ścianę i... decyzja była jednogłośna, musimy tej nocy skończyć ten remont.
Wzięłam dwa największe garnki jakie posiadałam i postawiłam je na piecu do góry dnem. Stanęłam na nich i dokończyłam tapetowanie.
Ogarnęłyśmy ten cały bajzel i udałyśmy się na zasłużony odpoczynek.
Dopiero co weszłam do łóżka aż tu nagle coś strzeliło i brakło prądu.
Nie miałam już sił, jedyne czym się przejęłam to żarciem w lodówce, ale trudno awaria musiał poczekać do rana.
Nad ranem przyjechał facet z pogotowia energetycznego. Stwierdził że gdzieś jest zwarcie i zaczął delikatnie odklejać tapety w poszukiwaniu felernej puszki. Myślałam ze rzucę mu się do tętnicy szyjnej. Policzyłam od 1 do 10 i z powrotem żeby się uspokoić, nie mogłam się denerwować, przecież byłam w trzecim miesiącu ciąży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz