Dzieci rosną i stają się coraz bardziej samodzielne, cokolwiek to oznacza.
Wczoraj gdy pisałam posta, Trzeci przyskakał do mnie na jednej nodze z wytrzeszczem oczu, wydając z siebie głębokie uuuułeeee. Patrzę co się dzieje a mały ma brązową niespodziankę na kciuku i stopie.
To niewyobrażalna trauma dla dziecka które w ubikacji nie ogląda się za siebie, a każdy posiłek jest przez Niego dokładnie oglądany i obwąchiwany.
Umyłam go i zaprowadził mnie do pokoju pokazać miejsce wpadki.
Okazało się że Piąty ściągnął sobie pieluchę żeby zrobić kupę. Wbrew pozorom to duży krok na przód w kierunku odpieluchowania.
- Widziś mamo, tu, uuuułeeee - wskazuje palcem z odległości dwóch metrów
Sprzątam
- O i tu! On wśyśko zaśrał!!!
Posprzątałam, popachniłam odświeżaczem i zasiadłam z powrotem do biurka.
Po chwili znów przychodzi Trzeci z odruchem wymiotnym.
- Mamooo, uuułeee, tam jeszcze jest gófno!
- Gdzie?
- Koło sklepu!
- Co, jakiego sklepu?
Idę sprawdzić, rzeczywiście, maluchy mają dywan w ulice i domki, a koło sklepu jak w prawdziwym mieście - nasrane.
Myślałam ze jestem burmistrzem tego miasta i panuje nad Jego mieszkańcami, wczoraj jednak mieszkańcy dali mi do zrozumienia że jestem zwykłym cieciem.
Ooooo UDANA JEST TA TWOJA EKIPA. Życzymy duuuużo siły i cierpliwości :-) bo kupy na dywanie to chyba mało przyjemne sprzątanie :-)
OdpowiedzUsuńZ miłą chęcią skorzystam z siły, cierpliwość mężowi przekażę;)
Usuń