1.03.2013

Po Czwarte

Musiałam wczoraj odebrać Czwartego z przewozu.
Wbrew pozorom nie jest to takie proste bo po Czwartego trzeba isć z Trzecim i Piątym.
Ubrałam ich, czekali w drzwiach, później szybko ubrałam siebie. Gdy ubierałam buty maluchy zaczęły się przepychać i wpadać na mnie. Po chwili wyglądałam już jakby piorun w szczypiorek strzelił.
Wyprostowałam się... gacie w górę, kurtka w dół, wygładziłam nastroszone włosy i możemy wychodzić.
Dotarliśmy, klapłam na przystanku i czekamy.
Trzeci obowiązkowo musiał obejść wiatę przystanku, wycierając ją do wysokości 1,2 m. Gdy już wiata była czysta zaczął podchodzić do krawężnika żeby wypatrywać busika brata.
Dziecko przy krawężniku to zbyt mocne przeżycie na moje słabe serce. Przeprowadziłam ewakuację na chodnik zabezpieczony barierkami.
Piątemu zaczynało się już nudzić w wózku, na szczęście na horyzoncie pojawił się busik.
Chcę ruszyć z kopyta żeby wrócić na przystanek, coś ciężko to idzie, okazało się ze Piąty zsunął się i chociaż jest w wózku to stoi na chodniku.
Podciągnęłam go na siedzisko, biegiem na przystanek. Szybka wymiana, wyciągnąć z wózka Piątego i wsadzić Czwartego.
Zaciągnęłam stadko pod sklep, byle jak najdalej od ulicy, gdzie spokojnie mogłam pozapinać Czwartego a Trzeci i Piąty w tym czasie uprawiali tower running i przy każdym osiągnięciu szczytu wrzeszczeli mamooooo mamooooo!!!
Ze sklepu wyszła listonoszka
- Dzień dobry - pozdrawiam kobietę
- Aaaaaaa, to Pani, dzień dobry - odpowiada - a ja myślałam że jakieś dziecko się straciło, bo tylko słyszę mamooo i mamooo!!!

2 komentarze:

  1. czyli wszystko ok :)) nie zazdroszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, był jeszcze powrót do domu który chciałam opisac jutro żeby nie przynudzać zbyt długimi postami, ale maluchy już zmontowały inną akcję.

      Usuń