Do tej pory do pełni szczęścia brakowało mi tylko odpowiednio dużego naczynia żaroodpornego. Wczoraj zakupiłam takie korytko, w biedzie, na wagę, odpowiednie dla Naszego stadka. Dzisiaj radość prysła gdy okazało się że nie mieści się w bratrurze.
Mam nadzieję że mąż bardziej kierowany żołądkiem niż rozsądkiem, szybko powycina niepotrzebne blaszki i będę mogła piec, wypiekać, zapiekać...
A tymczasem idę gotować zupę.
W takim razie trzymamy kciuki za męża. ;-)
OdpowiedzUsuńZ tymi kciukami to ja bym była ostrożna;)
OdpowiedzUsuńAle dziękuję.